Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Joł biczyz
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Weszłam do kamienicy i zaczęłam dobijać się do drzwi ale nikt nie odpadłam. Oparłam się o nie i westchnęłam ciężko. 20 minut stracone na nic. Na pewno nie było jej w domu. Zajrzałam do jej skrzynki i potwierdziło się, bo było w niej pełno listów. Raczej by je zabrała. Wróciłam pod drzwi, zastanawiajac się co mam zrobić. Zadzwoniłam jeszcze raz ale nadal cisza.
Nagle drzwi z przeciwka się otworzyły i wyszła jakąś starsza kobieta podnosząc na mnie głos i mówiąc... Po rusku? Że co?
- Nie rozumiem - odparłam, rozkładając dłonie.
Totalnie nie pasowałam do klimatu tego miejsca. Kobieta w długiej spódnicy popatrzyła na mnie z uniesionymi brwiami, ilustrując moje głowę nogi wzrokiem.
- Nie ma jej co tak strasznie walisz?! - mruknęła.
- Oh... Chce się dostać do mojej przyjaciółki.
- Nigdy cię tu nie widziałam.
- Bo żądło widzę ją poza pracą - mruknęłam, wywracając oczami.
- Nie ma jej. Nie wał tak dzieciaku - bąknęła i dodając coś po rusku schowała się do mieszkania.
Jęknęłam zdenerwowana i jeszcze raz wybrałam numer. O dziwo, był sygnał.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Włączyłam to ustrojstwo tylko na sekundę, czyżby tylko na to czekali? Spoglądałam że zgrozą na wybrykach telefon położony na stole przede mną. Wyświetlał się numer Elise. Hans obiecał mi pięć miesięcy. Żadnych zmian planu. Wzięłam głęboki oddech i w ostatniej chwili odebrałam.
-Halo?
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Charlotte - powedziałam z ulgą. - Przez chwilę miałam duże wątpliwości czy jeszcze żyjesz... - mruknęłam żartem. Westchnęłam. - Dobra, głupi dowcip. Gdzie ty jesteś. Wale do drzwi ale nie otwierasz. Zabunkrowałaś się tam, czy jednak jesteś daleko od LV?
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Jestem na... Urlopie. Dlaczego dzwonisz? Jesteś na podsłuchu? Żyję, rozłączam się- moje serce zaczęła galopować z niezwykłą prędkością, nie czułam takiego niepokoju od kiedy wyjechałam. Mam swoje miesiece, nie chcę jeszcze wracać. Nie mam zamiaru.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Nie, nie, nie, nie, nie, Charlotte. Stoj;! Spokojnie - poprosiłam. Nie rozłączyła się. Wyobrażałam sobie jak robi krzywa minę wyszeczijac mojej odposwedzi. - Przykeznimy się, co nie? Wróciłam z misji, nie wiem co się dzieje. Arwell wygląda gorzej niż zwykle a ty znikłaś. Przestraszyłam się, okej?
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Siedziałam nieruchomo nie odzywając się. Po kilku sekundach westchnęłam i chłodno powiedziałam.
- Nie widzę powodów dla których Casimir czy Marie nie mogliby ci wyjaśnić co się stało. Nie mam zamiaru wracać do tamtej nocy, tym bardziej przejmować się nim. Miło mi, że się troszczysz- ostatnie zdanie dodałam łagodniejszym tonem. Ze wszystkich osób w sekcie nawet się cieszę, że to ona akurat zadzwoniła- dobrze, że wróciłaś. Ze swojej misji.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
- Też się cieszę, dzień dłużej i nie wiem czy byłabym w jednym kawałku - wymamrotałam. W środku czułam się rozdarta ale nie miałam zamiaru o tym wspominać. - Gdzie jesteś Charlotte? Urlop to dosyć ogólne stwierdzenie... Chcesz być sama? - uświadomiłam sobie w końcu i przyłożyłam dłoń do czoła. - Tak, o to chodzi? Nie potrzebujesz żeby ktoś był z tobą...? Arwell jest... Roztrzęsiony. Mam nadzieję że ty nie aż tak... - wymamrotałam.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Radzę sobie- rozsiadłam się wygodniej, starając nie wylać na siebie herbaty. Odpoczywałam na werandzie domu na skraju lasu, skąd roztaczał się widok na ocean. Hipnotyzujący swoim szumem i blaskiem. Mój wzrok utkwiony był w horyzont, starając odgonić od siebie myśli, że będę musiała powrócić do LV- Jakoś muszę. Ale nie narzekam, wakacje bardzo mi służą. Arwell też powinien wyjechać, zbyt dużo słońca nie jest dobre na głowę.
We are granddaughters of all the witches you weren't able to burn
Offline
Parsknęłam.
- Zasugeruje mu to... Ale mam wrażenie, że on nie chce się ruszać nigdzie. - Westchnęłam. - Dbaj o siebie, Charlotte - poprosiłam, marszcząc brwi. - Bo wszyscy wiedzą że zapominasz często o tym że jesteś człowiekiem. - Zaśmiałam się do telefonu, powoli wychodząc z budynku, w którym mieszka kobieta. Usiadłam na schodkach przed wejściem do klatki.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Strony: 1