Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2 3
***
Teraz mama wydawała się być jeszcze drobniejsza niż zazwyczaj. Wyglądała jak potłuczona laleczka. Zęby miała mocno zaciśnięte, a czoło zmarszczone przez cały czas odkąd wróciła ze szpitala. Marie się nie hamowała i robiła wszystko co Hans kazał, a ja byłam po prostu wściekła.
Kobieta położyła się na swoim łóżku na brzuchu. Koszulka na ramiączkach odsłaniała całe posiniaczone i zadrapane ramiona, jednak gdy koszulka podwinęła się u dołu, odsłoniła bandaż. Nie było widać co jest pod nim, ponieważ był świeży, ale ja wiedziałam. Dwa głębsze rozcięcia, które wymagały zszycia.
Sama nie wiedziałam co teraz czułam: smutek? żal? wściekłość? obrzydzenie? I do kogo to wszystko mogłam czuć? Siebie? Do niej? Do Hansa na pewno.
I gdzie do cholery podziali się Dean i Stiles!?
Usiadłam na łóżku, obok drobnej kobiety, która była jednocześnie moim koszmarem, jak i wybawieniem. Nienawidziłam jej i kochałam tak samo mocno.
Gdy zobaczyłam jej obtarte do krwi i pokaleczone stopy dopadła mnie kolejna fala mdłości. Jak Hans mógł ją oskarżyć o zniknięcie Stilesa i Deana?!
Pochyliłam głowę i popatrzyłam na swoje dłonie.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Schowałam twarz w poduszkę i czekałam aż dzieciak sobie pójdzie. Ale ona nadal siedziała. A ja byłam zmęczona i miałam dość wszystkiego i wszystkich.
- Możesz iść - burknęłam niewyraźnie. Mój głos był jednak zagłuszony przez tą cholerną poduszkę. Przekręciłam głowę na bok i jęknęłam cicho. - Idź - powtórzyłam.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Popatrzyłam na nią ze skrzywieniem.
- Nic z tym nie zrobisz? - spytałam. - To było nie fair. On niesłusznie cię oskarżył i nie możesz tego tak zostawić. musisz...
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Adelaide. Proszę cię, skończ z tymi bzdurami - warknęłam zmęczona, przerywając jej bezsensowny wywód. Jeszcze brakowało mi tylko żeby wymyśliła sobie wymierzanie sprawiedliwości. W dodatku nie było teraz Stilesa, który mógłby ją jako jedyny w jakikolwiek sposób powstrzymać.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Skończyć!? - uniosłam podirytowana głos.
Ona chyba żartowała.
- Ostatnio rzucasz się na wszystkie możliwe strony! Nagle minęła ci depresja i przypomniałaś sobie, jak to jest robić coś więcej niż pić!
Poderwałam się na równe nogi i popatrzyłam na nią rozwścieczona. Od razu się uspokoiłam, przypominając sobie w jakim jest stanie.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Również uniosłam się w górę – choć jedynie na łokciach i nie tak gwałtownie jak córka. Popatrzyłam na nią piorunującym wzrokiem, nie pozwalając dojść do słowa.
- Wynocha stąd, gówniarzu - warknęłam. - A spróbuj wyjść teraz z domu, to obiecuję ci, że jak tylko wstanę to zamknę cię na kilka dni w piwnicy - zastrzegłam, myślami biegnąć już do Arwella, który najprawdopodobniej musiałby mi pomóc w tym.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Zacisnęłam zęby i przez chwilę toczyłam z nią bitwę na spojrzenia. Jej stalowe oczy, okryte zmęczeniem ale wzmocnione niesamowitą siłą, kontra mój czekoladowy wzrok, pełen dumy i dziecięcego uporu.
Oczywiście, że przegrałam.
Zwiesiłam ramiona, wbijając wzrok w jej ramiona i wciąż milcząc. Nie skończyłam jeszcze ale potrzebowałam chwili aby ułożyć wszystko jak należy.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Westchnęłam ciężko i mimo bólu i zmęczenia usiadłam na łóżku zgarbiona. To było żałosne. Zacisnęłam trzęsące się dłonie na prześcieradle.
- Idź do swojego pokoju. Usiądź spokojnie na dupie i się nie ruszaj. Jesteś w stanie to zrobić? - spytałam pretensjonalnie ale i z nadzieją.
Na chwilę obecną nie byłam w stanie jej zatrzymać. Nie miałam szans.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Skrzywiłam się widząc jak walczy z bólem. Ramiona całe jej się trzęsły, ale gdybym nie widziała zadrapań, pomyślałabym, że jest jedynie zmęczona po treningu, albo po całym dniu pracy. Czy kiedykolwiek ukrywała przede mną swoje rany? Mama miała dziwną obsesję na punkcie pokazywania jak jest silna, co było cholernie męczące.
Zacisnęłam pięści i prychnęłam.
- Może, a może nie - bąknęłam, błądząc wzrokiem po jej twarzy, ale umiejętnie omijając oczy. - Odkąd on się pojawił, wyspa zmieniła się w piekło - dodałam po chwili.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Zmarszczyłam brwi, widząc jak w czekoladowych oczach – takich samych jak oczy jej ojca (ta myśl nigdy nie opuści mojej głowy) – pojawia się gniew.
- On? - powtórzyłam i zaraz pokręciłam głową. - Adelaide, to nie twój interes. Nie wplątuj się w nic i choć raz do cholery mnie posłuchaj! - zażądałam.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Prychnęłam ponownie.
- Najpierw ja i Stiles wyżywaliśmy się na Deanie przez niego. Potem ty zaczynasz się zachowywać dziwniej niż zazwyczaj. I wszyscy to widzą. Na dodatek każdy chodzi z kijem w dupie! Zaraz znika cała masa ważnych dla mnie ludzi, a ON nadal chodzi sobie spokojnie po wyspie! - Uderzyłam pięścią w ścianę. Poczułam tępe pulsowanie w dłoni. Mama aż się wzdrygnęła. - W dodatku zaraz jesteś oskarżana za coś, czego nie zrobiłaś i nie mogłaś zrobić! A Casimir Thompson nawet palcem nie kiwnie żeby Ci pomóc! Tak nie powinno być - mówię ostro, czuję jak policzki pokrywają się wypiekami. Jestem wściekła, sfrustrowana i rozżalona.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Uspokój się! - warczę, ale wiem, że to nie ma dla niej znaczenia. Już wpadła w jakiś tajemniczy trans. Widzę krew na jej dłoni i moim pierwszym odruchem jest myśl, że chciałabym opatrzyć jej ranę. Ale zaraz sobie przypominam, że ona tego nie potrzebuje. I nie che. Zawsze tak robi. Potem przyjdzie z podkulonym ogonem.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Uspokoję się, jak Stiles i Dean się znajdą! - mówię wciąż podniesionym głosem. - Wtedy będę spokojna - dodaje idąc do drzwi. - I pogadam z Nim - rzucam na koniec, trzaskając drzwiami.
Zbiegam po schodach i wybiegam z domu. Chłodne wieczorne powietrze owiewa mnie. Ale ja czuję jakbym płonęła, dlatego nie zawracam sobie głowy tym, że mam gołe ramiona i najprawdopodobniej będzie mi potem zimno.
Mama mówiła, że przesiaduje często nad wodospadem, jeśli tam go nie będzie, to pójdę zajrzeć do jego domu. Nie będzie trudno otworzyć drzwi, te zamki nie są skomplikowane. A jak nie tam to sala treningowa, a jak nie sala to... Po prostu go znajdę.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Wzdrygnęłam się. Nie dlatego, że trzasnęła drzwiami, nie dlatego, że zachowuje się jak chmura burzowa ale dlatego, że prócz gniewu, widziałam w jej oczach strach.
Najszybciej jak umiałam ześliznęłam się z łóżka, sycząc cicho i podeszłam do okna. Zauważyłam jak sylwetka Addy znika z mojego pola widzenia.
- Obyś wróciła na noc - mamroczę do siebie. - Naprawdę, zamknę cię w piwnicy... - obiecuje sobie, choć wiem, że to groźba bez pokrycia.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2 3