Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
W końcu postanowiłem się zebrać sam w sobie i ruszyć na zapoznawczą wycieczkę do Adelaide. Od czasów wigilii się nie widzieliśmy, zresztą tak jak z Deanem. Wyczuwam zmowę?
Offline
Zeszłym po schodach jak burza, gdy tylko zobaczyłam przez okno nadchodzącego Stilesa.
Otworzyłam drzwi jeszcze zanim zdarzył w nie zapukać.
- Proszę proszę - mruknęłam z wyrzutem, patrząc jak pokonuje ostatni schodek. - Pan wszechwiedzący. Uważaj, moja matka alkoholiczka jest w domu - prychnęłam sarkastycznie.
Nie widzieliśmy się od tej zasranej wigilii, i tylko czekałam aż przyjdzie. Miałam ochotę mu to wszystko teraz powypominać.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Oparłem się o furtynę.
- Daj spokój, przecież wiesz, że nie mówiłem tego na poważnie. - Spojrzałem na nią błagalnie. - Tamten dzień namieszał każdemu z nas w życiu, ale nie przyszedłem aby wypominać. - Podkreśliłem ostatnie słowo.
Offline
- Gdybyś mi cokolwiek zaczął wspominać, przyjebałabym ci drzwiami w ten twój i tak już krzywy ryj - burknęłam, jednak po chwili westchnęłam ciężko. Otworzyłam szerzej drzwi i wypuściła brata do środka. - Szkoda, że się tym tak nawkurwiałeś, że zacząłeś być dupkiem.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Przejechałem dłonią po twarzy.
- Jestem niesamowicie przystojny - powiedziałem, jakbym stwierdzał oczywisty fakt na świecie. Wszedłem głębiej mieszkania, co chwilę odwracając się do Adelaide. - To nie tak miało wyglądać, każdy był wkurzony i o tym wiesz. Chciałem przeprosić,jak nastało na głupiego kundla ze skruchą. Macie jakąś zmowę z Deanem, co?
Offline
Uśmiechnęłam się tajemniczo.
- Być może - mruknęłam jedynie i ruszyłam po schodach na górę do swojego pokoju, który był jedynym pomieszczeniem na piętrze. - Wkurwiłeś nas, kundlu - przypomniałam mu. Znowu. - I nie myśl sobie, że nie będę na ciebie zła, choć ci wybaczam.
Podeszłam do okna żeby je otworzyć i usiadłam na parapecie. Szybko przerzuciłam nogi na drugą stronę i postawiłam je na dachu.
- Znaj moją łaskę - powiedziałem głosem pełnym wyższości i uśmiechnęłam się złośliwie.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
- Och, byłem świadom, że moja uroda rzuca na kolana, ale proszę, nie rzucaj się z okna - zakpiłem pod nosem, zaraz dołączając do dziewczyny. - Poważnie, nie wiem co we mnie wstąpiło. Przytłaczający dzień, na szczęście nie musieliśmy czekać długo, aby się skończył.
Offline
Kiedy już oboje siedzieliśmy na dachu, przyciągnęłam kolana do piersi i objęłam je ramionami.
- To było jakieś totalne nieporozumienie - powiedziałam jedynie.
Bo jak można było to nazwać. Ten człowiek nie żył, on umarł i pozostał jedynie wspomnieniem, które męczyło większość ludzi, którzy go znali.
Aż robiło mi się niedobrze na myśl o mamie.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Przytaknąłem.
- Mam nadzieję, że rozwiąże się tak szybko jak się pojawiło. Wolę nie myśleć o spotkaniu jego i Ester, czy też Elise. Nie mówiąc już o nas. Totalna lipa - mruknąłem, wpatrując się przed siebie.
Offline
- On ma wyjebane - stwierdziłam po chwili ciszy. - Zawsze denerwowałeś mnie z tym całym gadaniem na niego i wiesz co? Żałuję, że nie jest martwy - przyznałam się. - W mojej głowie był lepszy - bąknęłam urażona i mocno zażenowana, patrząc na wodę, która była kawałek od domku, lecz przysłaniało ją parę drzew. - Czemu ty musiałeś mieć rację, nudziarzu? - zapytałam z pretensją, marszcząc brwi. Zerknęłam na Stilesa.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
Odwróciłem wzrok w jej stronę.
- Wiesz co? Wolałbym jej nie mieć - wyznałem. - Mimo wszystko chciałbym, aby okazał się kimś innym, takim, jak ty go sobie wyobrażałaś. Tak nie powinno być, ludzie umierają i nie wracają. On nie miał prawa wrócić - wyrzuciłem z pretensją. Nie wiedziałem, co mogłem jeszcze powiedzieć. Cholerny Casimir Thompson miał pozostać martwy. Przeniosłem wzrok z twarzy dziewczyny na coś innego, los chciał, aby spoczął na rozwiązanych sznurówkach. Pochyliłem się do przodu, żeby je zawiązać. - Miał umrzeć - powtórzyłem, być może z lekką desperacją. Z powodu jego zmartwychwstania z powrotem wzrósł we mnie poziom agresji. Nienawidziłem tego uczucia. Było niepotrzebne, przynosiło za sobą wiele konsekwencji, jak na przykład zbyt mocne ruchy pociągnięć dłońmi i kąt nachylenia do przodu, a co za tym szło? Sturlanie się z dachu. Czułem, jak każda dachówka wbijała się w moje plecy, co nie było ani trochę przyjemne. Moment wbicia rynny w kark, zapamiętam do końca życia. Bezwiednie wpadłem w krzaki, krzywiąc się na całej twarzy. - Wyrównałabyś ten dach, Adelaide!
Offline
Pośpiesznie zsunęłam się po rynie w dół, chciałam złapać Stilesa i brakowało mi dosłownie dwóch sekund. Zwiesiłam nogi z dachu i wychyliłam się aby znaleźć go wzrokiem.
- STILES, no kurde, czy ty możesz w końcu ogarnąć, że to nie jest zjeżdżalnia tylko pieprzony dach?! - spytałam z pretensją. Na szczęście było nisko. Bez problemu zeskoczyłam w dół, w dobrze znany mi punkt, w którym była równa ziemia.
Wyprostowałam nogi i szybko przyklęknęłam obok brata.
- Nic ci nie jest? - spytałam zaniepokojona.
Nie wszystkie koszmary kończą się tuż po obudzeniu...
Stiles od zawsze miał rację. Niepotrzebnie wymyśliłam sobie kogoś, kto i tak nigdy nie istniał.
Offline
***
Wszedłem, jak zwykle zresztą, bez pukania do odizolowanego od świata domku Adelaide. Właściwie to bez większego celu.
- Addy! - krzyknąłem w przestrzeń, opierając się o framugę drzwi. - Chodź, zrobimy coś szalonego!
Offline
Co za baszczelny dzieciak, ledwo znosiłam własną córkę, cudze bachory nie wchodziły w grę, a co dopiero syn Ester.
- Adelaide nie ma - odparłam, stając w drzwiach kuchni. Oparłam dłonie na biodrach. - A ty się chyba za swobodnie tu czujesz. Hans ci jeszcze rączek nie urwał - zauważyłam. - Jeszcze - podkreśliłam unosząc brew.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Zmarszczyłem brwi, ciężko wzdychając pod nosem.
- Lubię cię Elise, pomimo wszystko, ale lubię - odpowiedziałem na niezadane pytanie. - Nie mogę pojąć jedynie, czemu ty tak bardzo mnie nie cierpisz. Poniekąd jesteśmy rodziną. - Krzywo się uśmiechnąłem.
Offline
Skrzywiłam się, nawet nie próbując tego ukryć.
- Nie jesteśmy - zaprzeczyłam, marszcząc nos. - Ja jestem dla ciebie totalnie obcą osobą. - Pokręciłam głową. - I ja nie moge pojąć skąd tyle sympatii w tobie - uciełam temat. Przez chwilę popatrzyłam na chłopaka. - Chcesz się napić soku z lodem? Zaraz dwunasta, a Addy powinna wrócić przed południem.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Wzruszyłem ramionami, pozwalając sobie wejść do środka.
- Z chęcią - poparłem jej pomysł, siadając przy stole. Obserwowałem kuchnię ze wszystkich stron, jakbym był tu pierwszy raz. - Nigdy nie paliłaś się, żeby mnie poznać. Przez całe szesnaście lat byłaś dość zamknięta w sobie... - zauważyłem, myśląc nad czymś. - Bycie młodym niesie za sobą wiele konsekwencji. - Zaśmiałem się. - A ty jesteś... nadal młoda. - Nieco spoważniałem, a mój wzrok powędrował na jej twarz. Szesnaście lat. Szesnaście, a ona nic się nie zmieniła.
Offline
Spojrzałam na niego ostro.
- Miałam swoje powody - warknęłam pod nosem, wyciągając szklanki z szafki.
Przez uchylone okno wpadł powiew świeżego powietrza od morza. Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam po dzbanek z napojem.
- Górniarz, nie pozwalaj sobie - mruknęłam, marszcząc nos kiedy zauważyłam jak mi się przygląda. - Mam trochę więcej lat niż ty.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- A wyglądasz na młodszą niż ja - mruknąłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język. Adelaide mnie zabije, ale prawdę mówiąc było to dość dziwne zjawisko. Człowiek nie może od tak przestać się nagle starzeć. To niewykonalne, zaburza proces istnienia całego świata, nikt tak nie może, nikt. Chyba, że nazywasz się... Hans.
Offline
Postawiłam przed chłopakiem szklankę z hukiem.
- Bez przesady - bąknęłam, siadając na krześle i bacznie przyglądając się Stilesowi. - Ty naprawdę na za dużo sobie pozwalasz - stwierdziłam, jednak na moją twarz wypłynął rozbawiony uśmiech. - Bezczelny - mruknęłam rozbawiona. - Mniejsza, masz chyba coś konkretnego do powiedzenia, a ja nie mam ochoty na debile dyskusje z szesnastolatkiem.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Chwyciłem szklankę w dłonie.
- Właściwie to nie przyszedłem do ciebie - odparłem, upijając soku, jednak widząc minę Elise, prawie się nim zakrztusiłem. - Przepraszam. - Odkaszlnąłem na bok, śmiejąc się pod nosem. - To nie miało tak zabrzmieć.
Offline
- Właściwie to wiesz gdzie są drzwi - oznajmiłam bez emocji,obracając w dłoniach swoją szklankę. Na jej zewnętrznej powierzchni skropliła się woda z powodu różnic w temperatury powietrza, a napoju.
Zmarszczyłam nos w zamyśleniu, zerkając na zegarek. Czemu to dziecko nie może normalnie wracać na noc do domu, tylko śpi gdzie popadnie.
Westchnęłam, przyglądając się swojej szklance.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
W pewnym momencie moje samopoczucie spadło niżej zera. Czy tak wyglądała Ester, kiedy nie przychodziłem do niej od kilku dni?
- To przykre. - Pozwoliłem sobie patrzeć w jej oczy. - Adelaide naprawdę zależy, ale ty również pozwól jej żyć własnym życie. Co nie zmienia sprawy, że nie powinna cię tak traktować. Przykre. - Wypiłem sok do końca i wstałem, aby odstawić szklankę do zlewu.
Offline
Uśmiechnęła się i prychnęłam lekceważąco.
- Proszę cię, przykre to jest wiele innych rzeczy - stwierdziłam z ironią. -
Spójrz gdzie jesteśmy! - Z lekka się oburzyłam. - Z resztą, nie mam zamiaru o tym z tobą rozmawiać.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline