Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Nie zbyt, wolę spodnie są wygodniejsze i bezpieczniejsze. Ale czasem trzeba próbować - uśmiechnęła się dotrzymując mu kroku.
Offline
- Pierwszy raz się spotykam z takim przypadkiem. Jak widzę jesteś unikalna - odpowiedziałem rozbawiony.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- No cóż nie lubie być xwyczajna
Offline
Postanowiłam się przejść. Po całym dniu czułam się na prawdę zmęczona. Jutro spotkanie z Charlotte. Nie wiem jak z Klaudiuszem... Będę musiała z nim w końcu porozmawiać.
Skreciłam w boczną uliczkę, aby przedostać się do równoległej, ruchliwej ulicy i złapać taksówkę, jednak zatrzymała mnie znajoma postać.
- Lily - wydusiłam z siebie zaskoczona. - Ty chyba na prawdę jesteś szalona. - Otworzyłam szerzej oczy. Wyglądała gorzej niż ją pamiętałam.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Odwróciłam się z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem.
- Elise... - szepnęłam jedynie. Dlaczego ciągle na nich trafiam?!
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Lily miała na sobie, za duże dresy i za dużą bluzę, która na sto procent była męska. Spodnie pewnie też.
- Wiesz jaki syf narobiłaś tymi miłymi odwiedzinami w klubie? - spytałam, pewna, że dziewczyna nie była tego świadoma.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Po raz kolejny w rozmowie z nimi przytaknęłam. Ciągle przytakiwałam, nie miałam własnego zdania, jaki to miało sens? Nic nie działało na moją korzyść. Nawet to durne przytakiwanie.
- Będziesz mieć problemy - Jak Ben - odejdź - poprosiłam, obejmując się rękoma.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
- Ja mam odejść? - Zdenerwowała się. - To ty powinnaś zniknąć - stwierdziłam. - Ben, Casimir, Charlotte... Wszyscy mieli przez ciebie problemy. - Spojrzałam na nią oskarycielsko. - Po cholerę lazisz po mieście?
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Nie rozumiesz. - Pokręciłam pośpiesznie głową. - Może i dla was wyglądam, jak przynęta... Może i nią jestem... - Poczułam, jak zadrżała mi dolna warga. - Nie chcę by ludzie dostawali za mnie kary. Ben, Charlotte, Casimir... oni nic nie zrobili. - Wyrzuciłam ręce w górę. - Naprawdę, idź póki nikt cię nie widzi. - Przełknęłam ślinę w gardle. Ona by nie zniosła tego, co Ben.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
- Za późno, jeśli ktoś miał nas zobaczyć to już to się stało - stwierdziłam i z automatu rozejrzałam się na boki. Uliczka w której stałyśmy była martwa ale dwie ruchliwe ulice, po jej końcach, żyły własnym życiem. - Chcę wiedzieć czemu nie dasz sobie spokoju? Czemu nie wyjedziesz... - Pokręciłam głową, krzywąc się. - Czemu Ben cię nie wydał - dodałam. - Musiał mieć powód. Przekonaj mnie - oznajmiłam.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Zaraz, co? Ben mnie nie wydał?
Poczułam, jak ukłucie paniki wzrosło we mnie jeszcze bardziej.
- Ja...Nie mam pojęcia czemu, tak postanowił. Miał mnie w garści, ale tego nie zrobił... - szepnęłam i spojrzałam na nią przerażonym wzrokiem. Jednak w głowie wciąż uściśliła się jedna myśl.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Wywróciłam oczami, jednak po chwili zauważyłam jej autentyczne przerażenie.
Złapałam ją za nadgarstek i pociągnęłam za sobą. Milczałam, a ona nie pytała, tylko wystraszona obserwowała moje poczynania. Złapałam taksówkę i otworzyłam drzwi.
- Było by bezpieczniej dla wszystkich gdybyś jednak wyjechała. - zauważyłam i powiedziałam kierowcy, że ma po prostu jechać do przodu. - Wyglądasz okropnie - dodałam i westchnęłam ciężko.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Co robisz?! - wykrzyknęłam, kształtując usta w literę "o". - Wypuść mnie - zażądałam, a w moim głosie dało się słyszeć piskliwość. - Nie nie nie, otwórz te drzwi, nigdzie z tobą nie jadę - powtórzyłam spanikowana.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
- Niech pan jedzie dalej - nakazałam zmieszanemu kierowcy. - Uspokój się, w taksówkę jest bezpieczniej. - Jednak ona protestowała dalej i taksówkarz nie wytrzymał się
Zatrzymał auto i kazał naw zjeżdżać.
Patrzyłam jak żółty samochód odjeżdża.
- Wolałaś dalej stać pod siedzibą? Mądre, cud, że jeszcze żyjesz. Obstawiałam, że długo nie pociagniesz - burknęłam poddenerwowana.
Jak zwykle ciekawość prowadziła mnie w złym kierunku. Powinnam ją zostawić albo zaciągnąć do siedziby. Tymczasem robiłam wszystko na opak...
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Oburzyłam się.
- Nie jestem głupia. Wiem, gdzie znajduje się główna siedziba. - Skrzyżowałam ramiona. Byłam tego pewna. Chyba, ze... Ale, nie. Nie mogli jej przenieść. Po co Hans miał by to robić?
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Parsknęłam.
- To po cholerę stoisz Hansowi prawie pod nosem? Czekasz na kogoś? - spytałam z ciekawością w głosie.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Zaprzeczyłam głową.
- Nie powinno cię to obchodzić. W ogóle nie powinnam cię obchodzić. - Zaczęłam się cofać. - Będziesz miała kłopoty.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Prychnęłam.
- Od jakiegoś czasu kłopoty przestały mi przeszkadzać - burknęłam. Teraz byłam pewna. - Na kogo czekałaś?
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Ona nie odpuści. Nie odpuści. Nie odpuści.
- Mówiłam ci, że na nikogo. Nie rozumiesz? Nie chcę problemów. Nie chcę by on je miał. Byście wy je mieli. Pomyśl. Jaki cel bym miała w sprawianiu wam kłopotów? - spytałam załamanym głosem. - Żaden. Po prostu... odpuść - poprosiłam i odwróciłam się. Zaczęłam biec, uciekać. Robić to, w czym jestem najlepsza.
"Kiedy jest się długo pozbawionym radości, już się przestaje jej spodziewać i pragnąć, a kiedy niespodziewanie zastuka do naszych drzwi, otwieramy je ze strachem, czy nie jest zamaskowanym cierpieniem."
Offline
Patrzyłam jak Lily uciekała.
Nie chcę by on je miał.
Czyli ktoś od nas jej pomagał, a ja miałam mocne przeczucie, że Ben macza w tym wszystkim palce.
Westchnęłam. Oby nikt mnie nie widział... Pokręciłam głową. Złapałam kolejną taksówkę.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Spacerowalem ulicami Las Vegas.
Offline
Wracałem do domu, gdy go zobaczyłem. Cholerny psycholog.
Dłonie jakby od razu zacisnęły mi się w pięści. Przypomniała mi się rozmowa z Elise. Próbował ją zgwałcić.
Nie potrafiłem się uspokoić. Nie po tym, co mi powiedziała. Ruszyłem w jego stronę i pierwsze co zrobiłem, to przywaliłem mu z pięści w twarz. Klaudiusz zachwiał się i poleciał na pobliską ścianę.
- Witaj, Klaudiusz - warknąłem. - Ciesz się, że tylko raz oberwałeś w twarz, bo gdyby Elise mi nie zabroniła cię skrzywdzić, nie wiem, czy byś to przeżył.
Can you save my bastard soul?
Offline
Złapałem się za nos. No cholera, drugi raz!
-Cześć Ben-mruknąłem.
Offline
- Cześć i chwała - odburknąłem ironicznie. - Nie waż się więcej dotykać Elise ani innej dziewczyny bez jej zgody, zrozumiano?
Can you save my bastard soul?
Offline
-Tak, rozumiem. Co się tak wsciekles? Czyżby spodobała Ci się Elise?
Offline