Na początku jest zabawa, miłość, wolność! Dopiero później dowiadujesz się w jakiej tajemnicy się znajdujesz...
Nie jesteś zalogowany na forum.
Skinąłem głową, objąłem ją w pasie i ruszyliśmy w kierunku leżącej, teraz już w kałuży deszczu, torby. Podniosłem ją i zarzuciłem na lewe ramię.
- Wyjeżdżam. Nie wiem, kiedy wrócę - powiedziałem, patrząc przed siebie. - Nie chciałbym, abyś się martwiła moim zniknięciem. Hans wszystko wyjaśni na zebraniu - wytłumczyłem.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Zerknęłam za siebie. Nagle poczułam się źle przez tą sukienkę.
- Kiedy? - Spojrzałam na Casa. - To zebranie to będzie jakaś wielka masakra, Hans ciągle o nim przypomina. Coś poważnego się dzieje w sekcie? - Zmarszczyłam nos.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Dzisiaj wieczorem. - Przymknąłem oczy. - Pewnie dostaniecie awansy - stwierdziłem. - Za misje. W dodatku musi rozwiązać się sprawa z Klaudiuszem. Takie rzeczy nie uchodzą płazem. Może być... dramatycznie - dodałem sucho.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- I Lily - mruknęłam, patrząc przed siebie,zamyślona.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Lily? - powtórzyłem, zerkając na nią kątem oka. - Złapaliście ją?
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Zamrugłam gwałtownie, kręcąc przecząco głową.
- Nie, jeszcze nie. Ale Hans wie gdzie jest. Benowi się udało ją "złapać" - wytłumaczyłam, robiąc cudzysłów w powietrzu.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Uniosłam brew w górę.
- Dobre i to - mruknąłem. - Hans nie jest skłonny do rozdawania takich informacji. Czy to twoja zasługa w złapaniu Lily?
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Spojrzałam na niego uśmiechając się tajemniczo.
- Może. A może mam dobre relacje z naszym szefem, hm? - mruknęłam cicho, a kąciki moich ust unosiły się z każdą chwilą coraz wyżej.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Relacje powiadasz - powiedziałem cicho, przewracając oczami. - Nie chciałbym abyś zaniedbała przez to nasze relacje - dodałem na wpół żartem na w pół poważnie.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Uniosłam brodę do góry.
- Dobrze, że mówisz o tym teraz - powiedziałam poważnym tonem, powstrzymując uśmiech. - W innym wypadku mógłbyś poczuć się źle, a ja wcale nie chce do tego doprowadzać - kontynuowałam tym samym tonem, jednak drugie zdanie było szczere.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Nie wytrzymałem i parsknąłem. Powoli zbliżaliśmy się do ogromnego budynku.
- Czy to czas robić coś więcej niż przedtem, by zatrzymać cię u mojego boku? - mruknąłem jej do ucha.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Niee - zaprzeczyłam przeciągle. - Po prostu lubię cię drażnić. - Uśmiechnęłam się zadziornie. - Naprawdę mi tego brakowało. - Zastanowiłam się chwilę. - To już druga rzecz, której mi brakowało - mruknęłam do siebie zaskoczona.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Wzruszyłem ramionami.
- Rozłąka robi swoje. - Stanęliśmy pod hotelem, cali przemoczeni, ale przynajmniej... szczęśliwi...? Chyba coś w tym stylu. - Jesteśmy - podsumowałem, patrząc na nią z góry.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Nie mogę do ciebie wejść - powiedziałam. Nie miałam pojęcia czy tego chciał czy nie. - Muszę wracać do domu. - Skrzywiłam się.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- Wiem. - Skinąłem głową. - Sam bym nie miał czasu. - Skrzywiłem się, patrząc na budynek. - Widzimy się niedługo, Elise. Jakby coś się działo, dzwoń - oznajmiłem, oblizując usta.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
Uśmiechnęłam się niechętnie, pochylajc głowę.
- Bawi mnie to, że nadal się nie nauczyłeś - mruknęłam zerkając na niego. Patrzył na mnie pytająco. - Nawet gdyby mój świat się walił, nie zadzwonię - przypomniałam mu. Poklepałam go lekko po piersi. - Radzę sobie.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Westchnąłem.
- W takim razie pozostaje plan B - stwierdziłem tajemniczo. - A teraz żegnaj, Królewno. Sprawy osobiste wzywają - dodałem cichym nonszalanckim tonem z lekkim uśmiechem na ustach.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Zaraz zaraz. - Przeciągnęłam go za kołnierz do siebie. - Nie mów do mnie królewno, bo przypominają mi się pijacy spotkani na ulicy. A po drugie, jaki plan B? - spytałam zdziwiona i zaciekawiona.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
- To zostanie moją tajemnicą - szepnąłem i pocałowałem ją przelotnie, następnie odrywając się i ruszając w stronę budynku.
I don’t want to be the one
The battles always choose
Cause inside I realize
That I’m the one confused
Offline
- Dopadnie cię jeszcze, Casimirze Thompsonie! - Krzyknęłam za nim. Uśmiechnęłam się szeroko. Pokręciłam głową, patrząc na zerka na mnie wchodząc do budynku.
Teraz do domu. Błagam, niech dziś będzie spokojnie.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Byłam padnieta, a była dopiero piętnasta. Nie miałam siły już na nic. Padłam na łóżko i momentalnie zasnęłam.
Obudził nie jakiś hałas, kilka godzin później. Jeknęłam w poduszkę. Ktoś walił w moje drzwi do pokoju.
- Kochanie! Potrzebuję twojej pomocy - darł się ojciec.
Zdziwiłam się, bo nie był to pijacki bełkot. Wstałam więc z łóżka i przekreciłam kluczyk w drzwiach - ostatnio tak radziłam sobie z ojcem i jego kumplami. Zamykając się albo w pokoju, a jeśli nie dało rady tak, to w łazience. Potrzebowałam spokoju.
- Tak? - spytałam, przecierając oczy.
Jego twarz nie była czerwona i nie było czuć od niego alkoholu. Uśmiechnęłam się krzywo.
- Potrzebuje pieniędzy. Schowałaś wszystko. Nie ma nic do jedzenia - powiedział.
Wywróciłam oczami.
- Ja pójdę do sklepu. Daj mi chwi...
Uderzył pięścią w drzwi. Usłyszałam z kuchni zduszone śmiechy. Czyli byli koledzy.
- El, daj kasę i idź dalej spać - wysyczał.
Dopiero teraz zobaczyłam jego źrenice.
Gwałtownie pociągnęłam za drzwi, chcąc je zamknąć, jednak on rzucił się na nie, uniemożliwiając mi to. - No już, mała - burknął. Był niezadowolony z mojej reakcji.
Oczywiście nie miałam z nim szans. Kiedy był pijany, z łatwością mogłam go przewrócić, jednak po tym,cokolwiek wziął, miał zdecydowanie więcej siły niż ja.
- Tato! - warknęłam na niego. - I tak ci nie dam kasy! - Uderzyła go drzwiami. Jednak on się tylko zaśmiał. - Wyproś kolegów to pogadamy - oznajmiłam twardo. - No już - pospieszałam go.
Ojciec wywrócił oczami i odkręcił głowę w stronę kuchni.
- Słyszeliście?!
Jego słowa wywołały wybuch śmiechu.
Westchnęłam ciężko.
- Umawialiśmy się, tak? Miałeś nie brać - skarciłam go. - Nie mam do tego siły. Zaraz mam egzaminy, nie mogę cię pilnować.
- Nie musisz - stwierdził, wzruszając ramionami. - Radzimy sobie sami. Ale kasa się skończyła. Wiem, że masz tego dużo. Jesteś jak swoja matka, wszystko chomikujesz dla siebie.
Czułam wielką złość, która rozlała się po całym moim ciele. Dobrze wiedziałam, że gdy mówi "jak matka" ma na myśli "dziwka". Dla niego to synonimy.
- Zarób w końcu coś sam, to pogadamy - warknelam wściekła. Znów uderzyła go drzwiami. Tym razem się skrzywił, bo chyba się tego nie spodziewał.
Popchnął mnie.
Po prostu mnie pchnął, a ja upadłam.
Szok mnie sparaliżował. Bolały mnie plecy. On mnie nigdy nie uderzył... Zanim udało mi się wstać, zawartość pierwszej szafki już leżała na podłodze.
- Nie ma tu pieniędzy. Przestań robić bałagan - poprosiłam, ciągnąć go za ramię. Znów mnie odtrącił.
Wyszłam z pokoju i weszłam do kuchni.
- Wypierdalać - nakazałam jakimś dwum zjaranym gościom. W kuchni było aż szaro od dymu. - No już - powtórzyłam. - Zadzwonię na policję. - Ta groźba zazwyczaj działała.
Oni podnieśli się powoli. Chyba trzęsły mi się ręce, ale nie byłam pewna. Ostatnio często mi się to zdarzało.
- Ale my nigdzie nie idziemy - stwierdził jeden.
Ten drugi jednak nic nie odpowiedział, tylko potruchtał do drzwi wyjściowych.
- A przynajmniej ja - poprawił się. Nie znałam go. Z kim miałam doczynienia? - Urlik nie mówił, że ma taką piękną córkę - stwierdził. Trzymał się na dystans.
- Zabije cie - syknęłam. - Wyjdź natychmia...
- El, gdzie one są - przerwał ojciec, wchodząc do kuchni. Cały się trząsł. - Nie było was dwóch? - spytał, patrząc na nieznajomego.
Tamten wzruszył ramionami.
- Ugh, róbcie co chcecie - stwierdziłam rozdrażniona. Było mi niedobrze od tego smrodu. Ruszyłam do pokoju.
Zastałam tam straszny bałagan. Wszystko było powciągane z szaf i szuflad. Nawet na biurku zrobił mi bałagan. Nie wiedziałam ile stałam i patrzyłam na ten syf. Zamrugałam szybciej aby powstrzymać łzy frustracji. Z tego wszystkiego zapomniałam zamknąć drzwi na kluczyk za sobą.
- To nie zabawa. Jeśli nie dasz nam kasy, mała, to możemy mieć duży problem - powiedział poważnie, jednak jego oczy mówiły co innego.
Pewnie wzięli towar na kreskę. Ugh.
- Ale ja mam to w dupie - odparłam nieznajomemu. - Może w końcu pozdychacie. I tak nikt was nie potrzebuje!
Nagle jego postawa stała się inna. Wyprostował się, a twarz mu stężała. Oczy stały się ostre, usta zacisnęły się. Z trudem przełknęłam ślinę.
- Dasz mi te pieniądze - stwierdził.
- Nie dam - pisnęłam, kulc się.
Jesteś żałosna, Elise - śmiał się głosik w mojej głowie.
Złapał mnie za przedramiona i zacisnął bardzo mocno dłonie, wbijając palce w skórę.
- Jeśli mi coś zrobisz to dostaniesz, ale skierowanie do sądu - warknęłam.
- Wydaje mi się, że dasz mi to czego chce zanim cos ci zrobię. Jesteś mądrą dziewczyną, czyż nie?
Splunęłam mu w twarz aby wywinąc się z jego uścisku i uciec do drzwi, jednak nie poszło tak jak chciałam. Zamiast mnie puścić, popchnął mnie, a ja uderzyła głową w jakąś szafkę i upadłam na ziemię.
Znów mnie złapał i rzucił na biurko.
Cholera, cholera, cholera. Muszę uciec.
Zerwałam się z miejsca, chyba się tego nie spodziewał, bo nie ruszył za mną od razu. Złapałam telefon i trzymając rękę przy czole ruszyłam do drzwi. Złapał za moją koszulkę, ale wyrywałam się. Jemu też trzęsły się nogi i ręce - tak jak ojcu. Byłam zdecydowanie szybsza. Kiedy ja zaczęłam zbierać po schodach kartki schodowej, on jeszcze nie wyszedł z mieszkania. Miałam dużą przewagę.
Chyba mi się udało, a przynajmniej taką miałam nadzieje.
Środek pieprzonej nocy. Kręciło mi się w głowie i było mi zimno. Usiadłam na ziemi jakieś dwie ulice od mojego domu. Szedł za mną, czy nie - musiał zrezygnować, bo już by mnie dopadł.
Westchnęłam ciężko.
Wysłałam Marie sms, że potrzebuję aby po mnie przyjechała i że to pilne, po czym puściłam jej sygnał. Nie miałam siły gadać.
Dotknęłam tyłu głowy. Nie krwawiło,ale będzie siniak. Przyłożyłam rękaw koszulki do czoła. Gorzej z tym. I te zawroty głowy. Coś mi zrobił. Czemu nie mogę być wyższa? Rzucał mną jak szmacianą lalką.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Usłyszałam jakiś dźwięk. Coraz głośniejszy... szedł po mnie. I nagle otworzyłam oczy. Wzięłam kilka głębokich oddechów i sprawdziłam o co chodzi. Elise. Czyli coś się stało. Wstałam z łóżka, nałożyłam na siebie cieplejszą bluzę i zjechałam windą w dół, a później pojechałam prosto pod podany adres. Zajęło mi to jakieś dziesięć minut. Ale dalej zastanawiałam się... co się stało? W zasadzie miałam w głowie czarne scenariusze, ale to pewnie od tych kar. Kolejny głęboki oddech. Szybko wysiadłam z pojazdu i podbiegłam do dziewczyny.
- Elise? - Odgarnęłam sobie włosy z twarzy. - Co się dzieje? - zapytałam, rozglądając się wokół siebie.
Niezbyt miła dzielnica.
Family don't end with blood
Offline
Nawet nie dygnęłam. Dalej siedziałam z głową między kolanami. Czułam zaschniętą krew na twarzy.
- Nie mogę wejść do domu - mruknęłam. - Zabierz mnie stąd - dodałam. - Proszę...
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline
Dopiero teraz dostrzegłam siniaki na twarzy. Światło od lamp odbijało się dziewczyny.
- Jedziemy do szpitala - powiedziałam twardo. - Chodź do samochodu. Opowiesz mi.
Family don't end with blood
Offline
Uniosłam głowę do góry i przymrużyłam oczy.
- Opowiem Ci - potwierdziłam, wyciągając w jej stronę rękę. - Ale nie chce do szpitala, bo będę musiała się tłumaczyć i im - stwierdziłam, krzywąc się z bólu. - Chcę się położyć, jutro będę z ie okej.
Życie to różnorodne, subtelne odcienie uczuć... od zmysłowej
słodyczy, po gorycz... od sentymentalnej czułości, po dziką nienawiść.
Tak bardzo brakuje nam dotyku, że
zderzamy się ze sobą, aby cokolwiek poczuć.
Offline